O wyroku TSUE ws. frankowiczów i… jeździe bez biletu

O wyroku TSUE ws. frankowiczów i… jeździe bez biletu

Mirosław DykaAdwokat
O mającym zapaść w najbliższych dniach orzeczeniu ws. frankowiczów napisano już sporo. Głównie w kontekście zawiłości prawnych i (o zgrozo) polityki. Zostawiając jednak te kwestie (na ile się da) na boku, skupmy się na tym, czego będzie dotyczył wyrok TSUE i co będzie oznaczał dla przeciętnego frankowicza.

Redukcja utrzymująca skuteczność

W omawianiu problematyki kredytów frankowych nie sposób uciec od prawa. Trybunał Sprawiedliwości UE będzie się zajmował zagadnieniem prawnym powstałym na gruncie konkretnej, polskiej sprawy „frankowej” – Justyny i Kamila Dziubaków, którzy zaciągnęli 40-letni kredyt indeksowany do franka szwajcarskiego w listopadzie 2008 r. Pytania skierowane do Trybunału przez polski sąd można najogólniej sprowadzić do kwestii tzw. redukcji utrzymującej skuteczność.

Owa redukcja to nic innego, jak wkroczenie sądu w treść zawartej między konsumentem a bankiem umowy o kredyt frankowy i zastąpienie niektórych jej zapisów – uznanych za klauzule niedozwolone – innymi postanowieniami. A wszystko po to, by po takim „uzupełnieniu” umowa mogła dalej trwać na warunkach rynkowych bez naruszenia równowagi kontraktowej i znaczącego pokrzywdzenia którejkolwiek ze stron.

W przypadku tzw. klauzul denominacyjnych mogłoby to polegać na przykład na zastąpieniu przeliczników (kursów) walutowych stosowanych w wewnętrznych tabelach banków wskaźnikami obiektywnymi (niezależnymi od danego banku), takimi jak średnie kursy NBP. Przy takim zabiegu umowa w dalszym ciągu mogłaby funkcjonować na zasadach jak dotychczas, tyle że zobowiązania kredytobiorcy byłyby przeliczone po innym, nieco korzystniejszym dla niego kursie.

Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie brzmi bardzo optymistycznie i wydaje się, że powinno frankowiczów zadowolić. Jednak nie tego żądają frankowicze składający pozwy do sądu. Ich zdaniem sprawy nie rozwiąże niewielka korekta zaskarżonych klauzul. Te powinny zostać z umów pseudofrankowych wyrugowane w całości. Skutkiem tego umowa powinna zostać albo unieważniona ze wzajemnym zwrotem świadczeń, albo przewalutowana na złotówkową z zachowaniem oprocentowania jak dla waluty obcej. Oba te rozwiązania są dla frankowiczów znacznie korzystniejsze. Dla banków – jak można się spodziewać – wiążą się z realnymi stratami.

wyrok tsue frankowicze

Jak mnie złapiesz, to ci zapłacę

Pamiętając o tym, że nie będziemy zbytnio wikłać się w kwestie prawne, spróbujmy przełożyć powyższy problem na zwykłe zasady rządzące codziennością. Jedną z takich życiowych oczywistości jest konieczność zapłaty za bilet za jazdę np. tramwajem. Osoba, która decyduje się skorzystać z transportu powinna uiścić stosowną opłatę za tę usługę. Jazda bez opłacenia biletu stwarza ryzyko, że w razie przyłapania gapowicz będzie musiał zapłacić karę.

Teraz przejdziemy do kluczowej kwestii – wysokości kary. Załóżmy, że jej wysokość wielokrotnie przekracza wartość nieopłaconego biletu. Zresztą, nie musimy wcale tego zakładać – bo taka jest reguła. Konieczność zapłaty stosunkowo dużej i dolegliwej kary działa na gapowicza odstraszająco. Nie będzie się mu opłacało jeździć bez biletu, bo zaoszczędzona ewentualnie w ten sposób kwota zostanie szybko pochłonięta przez mandat lub grzywnę.

A teraz zastanówmy się nad tym, co jeśli wysokość grożącej gapowiczowi kary byłaby równa cenie biletu? Oczywistym jest, że znalazłby się on w sytuacji win-win. Cokolwiek się nie wydarzy, zawsze na tym wyjdzie korzystnie, a już z pewnością nie straci. W takiej sytuacji sankcja (czy to w ogóle będzie sankcja?) nie spełni swojej podstawowej roli prewencyjnej. Zawsze będzie się gapowiczowi opłacało jeździć bez biletu, bo w najgorszym razie po prostu za niego zapłaci i tyle. Stratny nie będzie, a może i zyska.

Opłacalność stosowania klauzul niedozwolonych

Porównajmy zatem jazdę bez biletu i stosowanie klauzul niedozwolonych. Gapowicz łamie prawo jeżdżąc bez biletu dokładnie tak samo, jak banki łamią prawo stosując klauzule niedozwolone. Na gapowicza czeka słuszna kara, mająca przez swoją dolegliwość skutecznie zniechęcać go do łamania prawa w przyszłości. Pytanie powstaje takie – dlaczego w przypadku banków miałoby być inaczej? Przecież redukcja utrzymująca skuteczność to nic innego, jak próba odsunięcia od banku widma kary w postaci spłaty na rzecz frankowicza wszystkich niesłusznie pobranych nadpłat czy też uniknięcia sankcji całkowitej nieważności kredytu (na czym bank straci najwięcej).

Banki od lat powołują się na to, że przewalutowanie kredytu frankowego na złotowy z zachowaniem pozostałych parametrów umowy będzie dla nich nieopłacalne. Twierdzą, że tak niekorzystnie skonstruowanej umowy nigdy by z konsumentem nie zawarły. A skoro tak, to sąd powinien „coś tym zrobić”, by umowa zachowała równowagę rynkową stron. Sens takich twierdzeń jest mniej więcej taki sam, jak gdyby gapowicz argumentował, że wysokość kary za jazdę bez biletu spowoduje nieopłacalność przejazdu. I że gdyby bilet miał kosztować aż tyle, co drogi mandat, to gapowicz nigdy nie skorzystałby z jazdy tramwajem. I że brak biletu należałoby zastąpić nie karą, lecz „rynkową” ceną biletu.

Tyle tylko, że właśnie o to chodzi, by w każdym przypadku łamania prawa pojawiła się realna sankcja, a nie jej fikcja. Łamanie prawa powinno być nieopłacalne. Co więcej, ma skutkować rzeczywistą dolegliwością dla każdego, kto się na to zdecyduje. To, jak powinna wyglądać kara dla gapowicza jest jasne. Dla banku kara powinna sprowadzać się do tego, że powinien zmierzyć się on z sankcją finansową w postaci wypłacenia konsumentowi stosownej rekompensaty, bądź anulowania jego zobowiązań.

Mający zapaść wyrok ostatecznie powinien potwierdzić stanowisko TSUE, że celem Dyrektywy Europejskiej wyrażonym w art. 6 jest wywarcie efektu zniechęcającego na przedsiębiorcach stosujących nieuczciwe postanowienia umowne. Chodzi więc o to, by stosowanie abuzywnej klauzuli umownej wiązało się z rzeczywistym ryzykiem dla przedsiębiorcy. Gdyby bank był świadom, że sąd, który zauważy w umowie nieuczciwe postanowienie będzie korzystał z uprawnienia do jej zmiany i wprowadzenia innego, podobnego, które zabezpieczy interesy banku, to byłoby to – jak konsekwentnie twierdzi TSUE – jedynie zachętą do stosowania nieuczciwych postanowień umownych.

frankowicze

Konsekwencje korzystnego orzeczenia

Można się spodziewać, że Trybunał potwierdzi stanowisko, według którego sądy nie są uprawnione do uzupełniania umów frankowych zastępczymi klauzulami, a skutkiem stosowania postanowień abuzywnych powinno być „przymusowe” przewalutowanie kredytu bądź jego nieważność. Pod warunkiem oczywiście, że będzie to korzystne dla konsumenta i że ten się na to godzi.

To ostatnie zastrzeżenie (korzystne dla konsumenta) jest o tyle istotne, że w razie ewentualnego orzeczenia stwierdzającego nieważność umowy dojdzie do wzajemnego zwrotu świadczeń ze strony banku i konsumenta. Będzie się to najczęściej wiązało z koniecznością natychmiastowej spłaty różnicy tych świadczeń przez konsumenta bankowi. Bezpośrednim skutkiem korzystnego przecież wyroku może być zatem to, że to nie bank będzie musiał wypłacić określoną kwotę konsumentowi, lecz odwrotnie. Podkreślić jednak należy, że przy takim orzeczeniu frankowicz całkowicie uwalnia się od spłaty kredytu. Nawet po odjęciu kwoty należnej bankowi od anulowanego zobowiązania okaże się, że konsument zyska na takiej operacji niewspółmiernie więcej, niż gdyby miał dalej spłacać kredyt, tym bardziej na niekorzystnych warunkach.

Czy kropla przeleje czarę goryczy?

Większość komentatorów zgodna jest co do tego, że wyrok TSUE będzie miał ogromne znaczenie dla spraw kredytów frankowych toczących się przed polskimi sądami. Wydaje się, że znaczenie tego orzeczenia będzie daleko większe, niż rozstrzygnięcie pojedynczej kwestii prawnej w konkretnym postępowaniu. Polskie sądy do tej pory były mocno nieprzewidywalne co do rozstrzygnięć w sprawach frankowiczów, które mimo iż bliźniaczo podobne – kończyły się w różny sposób. W tym kontekście wyrok Trybunału powinien utwierdzić i przede wszystkim utrwalić korzystną dla frankowiczów linię orzeczniczą wspartą o zasady unijne – których znaczenie i duch nie zawsze były w polskich realiach właściwie postrzegane.

W związku z powyższym przewidywać należy wzmożone zainteresowanie tych frankowiczów, którzy jeszcze nie zdecydowali się wystąpić na drogę sądową przeciwko bankom. Już teraz znaczna ilość spraw frankowych została przez polskie sądy zawieszona do czasu wydania orzeczenia przez TSUE. Zalanie sądów sprawami frankowymi może spowodować zatory i znaczące przedłużenie ich rozstrzygania, które nawet obecnie nie należy do najkrótszych. Pamiętać też należy o kroczącym przedawnieniu roszczeń, które przy braku odpowiedniej reakcji ze strony frankowiczów znacząco podnosi po ich stronie ryzyko strat.

Zachęcamy do skorzystania z usług naszej Kancelarii: https://www.kancelaria-gatner.pl/pomoc-frankowiczom

Opublikowano

Pozostałe artykuły tego autora

Nieważność kredytu frankowego – co to oznacza?
Nieważność kredytu frankowego – co to oznacza?
Po tym, jak TSUE wypowiedział się w sprawie kredytu państwa...
Opublikowano: 2020-01-06
Sytuacja frankowiczów po wyroku TSUE z dn.3 października 2019r.
Sytuacja frankowiczów po wyroku TSUE z dn.3 października 2019r.
Jakie są rzeczywiste skutki wyroku TSUE z dn. 3.X.2019 dla...
Opublikowano: 2019-11-18
O wyroku TSUE ws. frankowiczów i… jeździe bez biletu
O wyroku TSUE ws. frankowiczów i… jeździe bez biletu
O mającym zapaść w najbliższych dniach orzeczeniu ws. frankowiczów...
Opublikowano: 2019-09-30

Formularz kontaktowy

Wysyłając wiadomość z naszego formularza zgadzasz się by Gatner & Gatner Kancelaria Adwokacka. przetwarzała podane w formularzu kontaktowym dane osobowe, a w szczególności adres poczty elektronicznej w celu nawiązania lub ukształtowania stosunku prawnego w rozumieniu art. 18 ust 1 ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. z 2002 r. Nr 144 poz. 104). Przysługuje Pani/Panu prawo dostępu do treści danych oraz ich poprawiania.